Nie czytajcie jeszcze "Super Sons" (czyli Jon Kent jest dowodem na to, jak bardzo nijaki Superdzieciak musi być, aby pozostać żywy)

Dzisiejszy tekst jest tłumaczeniem posta Albi z tumblr, napisanego 11 sierpnia (przed Oz Effect), którego można znaleźć tutaj: [x] dostęp 15.09.2017

Jej post porusza wiele kwestii, z którymi sama mam problem, dlatego utożsamiam się z jej wypowiedzią. Zdecydowałam się poprosić ją o pozwolenie przetłumaczenia tego postu i zgodę uzyskałam. Poniżej przedstawiam to, co Albi, wielkiej fance Superfamily, leży na sercu w związku z traktowaniem Supersów:


Zanim zaczniemy, chciałam zaznaczyć, że lubiłam "Super Sons", pomimo okropnego scenarzysty [w linku informacja o "reakcji" Tomasiego na zarzuty wobec tego, jak przedstawił wydarzenia wojny w Wietnamie], kreska jest niesamowita i jest dość przyzwoitym zastępstwem za tytuł "Batman/Superman". Jednak piszę tego posta aby uwrażliwić, że ta seria jest bardziej wypełniaczem, przez co nie jest odpowiednia, aby naprawdę poznać Jona Kenta (czy też Damiana Wayne'a).

O ile mi wiadomo, "Super Sons" to tytuł odcięty od jakichkolwiek dziejących się w ciągłości wydarzeń. Nie tylko ja, ale i wiele moich znajomych, wieloletnich fanów Damiana, narzekało na brak poszanowania kanonicznego rozwoju postaci w tej serii. O ile potrafię zrozumieć, dlaczego jej prostota odpowiada wielu (także wspaniałe rysunki), to tworzy ona fałszywe wrażenie o postaciach, zwłaszcza dla osób nowych we fandomie. A rzecz w tym, że pierwsze wrażenie pozostaje. Może z Damianem jest to w porządku, ponieważ istnieje już dłużej i ma wielu fanów, którzy go rozumieją, ale Jon nie ma tyle szczęścia.

Jonathan Kent nie wziął się z powietrza na stronach Superman #1, uśmiechając się i pokazując ojcu uniesiony kciuk, dumnie myśląc "Mój tata jest Supermanem", ani też nie jest po prostu dzieciakiem żyjącym radośnie z rodziną, kiedy Robin puka do drzwi w księżycową noc. Miał przed tym normalne życie. Był postacią, która istniała przez rok ale nikt nie zwracał na niego uwagi, dopóki nie połączono jego imienia z Batdzieciakiem.

Jeśli ktoś mnie pyta, gdzie może przeczytać o Jonie, zawsze wskażę im "Convergence: Superman" oraz "Lois & Clark". A potem, w większej mierze, wszystko o Supermanie sprzed New52. Bo kiedy się to przeczyta, to zrozumie się, że Jon nie jest kartonowym modelem wiecznie radosnego dziecka z czerwonym S na piersi, które zawsze się uśmiecha i znosi wszystko, co mu ludzie rzucą pod nogi, które nie ma życia i historii poza swoją relacją z Batsami - jest to coś, co fandom z całkowitym zadowoleniem przyjmuje dla wszystkich Supersów.

Samo istnienie Jona wiąże się ze śmiercią New Earth i Supermana. Uważam, że niewystarczająca ilość osób zdaje sobie z tego sprawę i to jest przykre. To największa zmiana w charakterze Supermana w ostatniej dekadzie i nikt o tym nie mówi, bo jest zakryta praniem mózgu i owczym pędem za hejtem, który sugeruje, że śmierć Supermana z New52 jest czymś, co wszyscy powinni świętować. I nikt nie wie, że liczba ofiar to nie jedna, a trzy.

Pierwsza to śmierć New Earth (uniwersum sprzed New52), druga to śmierć New52 Supermana, a ostatnia... to śmierć Rebirth Supermana.

Tak, on umarł w momencie, w którym się pojawił. Nie fizycznie, ale wszystkie jego ideały i moralność zginęły. Jego kwintesencja jest martwa. Rebirth Superman - którego wszyscy, nawet DC, obwołują prawdziwym Supesem, pozostawił swoją planetę na śmierć i nie zrobił nic. Nic. Ogrom tego jest dwa razy większy, jeśli weźmie się pod uwagę to, że survivor guilt [za wikipedią: stan psychiczny, który objawia się tym, że osoba wierzy, że zrobiła coś źle, skoro przeżyła traumatyczne wydarzenie, a inni nie przeżyli] jest jedną z głównych cech, które sprawiają, że Clark jest osobą, jaką jest. Przyznawał na głos, że powinien zostać i umrzeć na Kryptonie. Rodzina jest dla niego wszystkim, Ziemia była domem, który obiecał ochraniać. Ale pozwolił temu światu umrzeć i uciekł.

To wiąże się z drugą kwestią. Nienawidziłam tego. Bardzo. Nie mogłam znieść myśli, że Clark zrobił coś takiego, że nawet pozwolił New52 Supermanowi umrzeć na jego oczach i mu nie pomógł (co się stało z "nie może wszystkich uratować, ale jeśli Superman jest obecny, to wszystko będzie w porządku"????). Może staram się to zracjonalizować, żeby nie wymęczyło mnie całkowicie, ale jeśli motyw Clarka zmienił się na taki, który wyklucza wszystkich OPRÓCZ jego dzieci, sprawa wyglądałaby inaczej. Miałoby to sens. (Mówię tylko o jego DZIECKU, nie włączając Lois, bo byłam zaskoczona, że pozwoliłaby mu uciec z ich umierającego świata, ale biorąc pod uwagę, w jakim była stanie? Nawet ona rozumowałaby jak on.)

To na pewno NIE pierwszy raz Superman jest ojcem. Ale to na pewno pierwszy raz, kiedy pozwala światu umrzeć, aby jego dziecko było bezpieczne. To dziecko? To Jon.

I to nie jest nawet niezgodne z jego własną kanoniczną naturą, jeśli zna się historię Clarka jako ojca. To jedna wielka tragedia. Tragedia, bo Clark jest zdolny do bycia dobrym ojcem, a jego strach przed samotnością oznacza, że kiedy zostaniesz członkiem jego rodziny, będzie cię tak bardzo kochał. Był okres, kiedy nie chciał mieć dzieci ze strachu, przez życie, jakie prowadził, ale akceptował każdego dzieciaka z supermocami, który został mu podrzucony. Nawet kiedy większość z nich została stworzona, aby go zabić. I jak mówiłam wcześniej [w innych postach], ponieważ spoczywał na nich ciężar tej wiedzy, który doprowadził ich do poświęcenia się w większości przypadków.

Ale, ach, Superdzieciaki umierają i nie wracają (nawet te, które żyją - Traci, Nats - są często zapomniane). Clark widział, jak umiera Kon, jak umiera Mae, jak umiera Cir-El, jak Chris dwa razy zdecydował się wpaść w życie gorsze niż śmierć. Naprawdę potrafię zrozumieć, dlaczego Clark nie mógł pozwolić, aby to samo stało się ponownie, kiedy miał następną szansę... z Jonem.

Jon jest odkupieniem Clarka. Jak zauważyła moja znajoma, Clark nie tylko kocha Jona, on go potrzebuje. Clark patrzy w przyszłość i widzi tylko Jona (prawdziwy cytat z kanonu). Nie może stracić kolejnego dziecka. Już tak bardzo cierpi. A ponieważ większość ludzi nie wie o tym, istniały wielkie kłótnie na temat tego, kiedy Clark wpadł do Batjaskini z płonącymi, czerwonymi oczami, żądając wyjaśnień, gdzie jest jego syn. Wydawało się, że przesadza, i myślę, że scenarzyści nawet nie wiedzieli, co robią, ale dla fana Superfamily to, co zrobił Clark, ma sporo sensu.

Więc oto historia istnienia Jona, ale co z samym Jonem? Na początku on nawet nie lubił faktu, że Clark jest Supermanem. Ujawniono, że jego ojciec jest Supermanem, i jego pierwszą reakcją było dlaczego ty i mama okłamywaliście mnie cały ten czas? Jak można nazywać to czymś normalnym? Jak można nazywać to czymś bezpiecznym? Może to jest powód, dla którego naprawdę lubię to, jak Jurgens pisze Jona i pisze go lepiej (poza tym, że go stworzył, oczywiście) - jego Jon ma... warstwy, jego Jon jest prawdziwym dzieckiem, a jednocześnie posiada wartości, które można przypisać fikcyjnym postaciom bez problemów. Zareagował złością, kiedy dowiedział się, że rodzice go okłamywali, jednak od początku w jakiejś części wiedział, że z jego rodziną jest coś nie tak. Był zdystansowany i smutny, bo nie miał żadnego rodzeństwa czy krewnych. Nie sądzę, że zdawał sobie sprawę z ogromu tego, co Clark dla niego zrobił (ponieważ, znowu, Clark i Lois nie wyjaśnili mu dokładnie sytuacji z ich rodzimą planetą i co dokładnie stało się z ich odpowiednikami z New52, a Jon po prostu chciał swoją rodzinę z powrotem. Superfamily z Rebirth jest tak mroczna, jak tylko można.) I kiedy w końcu Jon akceptuje pelerynę i tytuł (zauważcie, że Lois i Clark nigdy tak właściwie nie zapytali go, czego chce, mimo że odpowiedź byłaby taka sama, "Superboy" i peleryna zostały mu przydzielone już pierwszego dnia), w części jest wyraźnie nieszczęśliwy z powodu tego, jak bardzo to odkrycie zmieniło jego życie. I mimo to jakoś akceptuje, że bycie Supermanem jest najważniejsze dla Clarka. (Krzyczałam "NIE, NAJWAŻNIEJSZĄ RZECZĄ DLA NIEGO JESTEŚ TY, KOCHANIE" w głowie przez cały czas, kiedy przeczytałam, jak to powiedział).

Ten konflikt i presja z pewnością nie pojawiają się w "Super Sons" (serio, Jon ma w tym momencie trzy osobowości: kiedy Jurgens go pisze, kiedy Tomasi go pisze, kiedy Tomasi pisze go z Damianem). Smutne jest to, że naprawdę uważam, że to ten tytuł sprawia, że Jon żyje tak długo. Chris też przeszedł przez dramatyczne życie, ale ponieważ skupienie jego postaci cały czas było w kółku Superfamily, został zabity dwa razy. Problemem nie jest to, że DC się nie stara, problemem jest to, że fandom się nie zmienia. Superdzieciaki od początku nigdy nie miały szansy.

Ale kto wie? Może to się zmieni przy okazji Oz Effect. Myślę, że Jurgens i część drużyny odpowiedzialnej za Rebirth Supermana też nie lubią trendu, w którym Jon jest odcięty od swojej historii w Superfamily (serio, "Action Comics" jest jedynym tytułem, gdzie jest Jon, ale nigdy nie wspomina o wydarzeniach w "Super Sons" czy nawet "Supermanie". Mieli crossover i tyle. Nawet kiedy Jon mówił, że nie chce się przeprowadzać do Metropolis, to jakby jego rodzice magicznie zapomnieli, że to oznacza, że Jon będzie bliżej Damiana). Mam nadzieję, że cała drużyna stwierdziła "walić to, przywrócimy New Krypton i wyniesiemy tam Superfamily, akceptujecie to lub spadacie, pora na kryptońskie dziedzictwo".

Więc, tak, można to podsumować: w porządku, jeśli lubisz "Super Sons", ale to nie jest tytuł, który poleciłabym komuś, kto lubi Jona jako postać. "Lois & Clark" ma tylko 6 zeszytów i jest dobre. A wszystko, co trzeba wiedzieć o Supermanie sprzed New52, zostało streszczone powyżej. Naprawdę mam nadzieję, że ten post dostarczył użytecznych informacji.

Jeśli jednak chce ktoś patrzeć na Jona jako na jednowymiarową postać, to i tak nie mam jak tego nikomu zabronić, ale proszę, pamiętaj, że nie jest on taki prosty, jak uważasz. Superfamily też nie jest. Nie są i nigdy nie będą zredukowani do "idealnie szczęśliwej rodziny z tylko trzema dzieciakami".

Komentarze

Popular Posts

Jak śmierć Lois Lane oddziałuje na Supermana

Flame on! Queerkodowanie jednego z pierwszych superbohaterów Marvela