Parę zarzutów dotyczących Supermana w DCEU

Jakiś czas temu rzuciłam na facebooku prośbę o wypisanie zarzutów przeciwko Supermanowi z nowych filmów i otrzymałam parę, na które w tym poście postaram się odpowiedzieć.

1. Zarzut dotyczy sceny walki między Supermanem i Batmanem: dlaczego Superman nie powiedział Batmanowi, że porwali mu matkę?

Cóż, weźmy pod uwagę fakt, że Superman jest wstrząśnięty samym faktem, że porwali mu matkę. Najwyraźniej sam nie mógł jej znaleźć, dlatego potrzebuje pomocy Batmana. Przychodzi porozmawiać z Bruce'em i co się dzieje? Od samego początku jest atakowany, bo Batman (jest głupią cebulą – przyp. Szara córka) nie chce rozmawiać. Wiemy, że Clark nie zgadzał się z decyzjami Batmana, którego metody oparte są na strachu i torturach, dlatego czy to naprawdę takie dziwne, że Clark nie wybiera przekrzykiwania Batmana i jego ataków, tylko woli najpierw go pokonać, aby potem Batman go wysłuchał? Nie zapominajmy, że Clark właśnie zaczął od słów:

Bruce. Proszę.

Myliłem się. Musisz mnie wysłuchać.

Lex chce, żebyśmy...
Clark aktywuje pułapkę, ale rozprawia się z nią szybko.

Nie rozumiesz.

Nie mamy czasu!

Więc to nie tak, że Superman od razu przeszedł do przemocy, bez próby rozmowy. Został sprowokowany i odpowiedział na prowokację. Zdecydował, że słowami nie dotrze do Bruce'a, więc chciał go pokonać, aby ten go wysłuchał.

A co by się stało, gdyby Bruce nie był zaślepiony i postanowiłby wysłuchać Clarka?

Twoi rodzice pewnie uczyli cię, że coś znaczysz.

Zmieniłoby się bardzo mało, bo Bruce nie ma wysokiego mniemania o rodzicach Supermana. Nie wyobraża sobie nawet, że Superman ma w sobie jakąkolwiek cząstkę człowieczeństwa, więc jego rodzice są równie obcy. To jest też powód, dla którego Clark mówi "Uratuj Marthę", a nie "Uratuj moją mamę", bo Bruce już wyraził swoje zdanie na temat tego, co sądzi o rodzinie Supermana.

2. Zarzut, że Clark nie uratował ojca, bo dookoła byli ludzie.

Mój ojciec wierzył, że jeśli świat dowie się, kim jestem...

zostałbym przez niego odrzucony...

bo ludzie by się mnie bali.

Jest to scena przy grobie Jonathana Kenta, gdzie Lois po raz pierwszy spotyka Clarka i oferuje, że opowie jego historię. Następnie mamy flashback do nastoletniego Clarka kłócącego się z ojcem, że chce robić coś użytecznego ze swoim życiem, a życie na farmie nie wykorzystuje jego potencjału, tak jak by chciał. We wcześniejszych scenach mamy pokazane, że za każdym razem, kiedy Clark kogoś ratuje, jego ojciec nie jest zadowolony, bo martwi się o bezpieczeństwo Clarka. Jak dla mnie całkiem słusznie, ponieważ też nie chciałabym, aby moje dziecko zostało zabrane ode mnie i poddane badaniom (lub skończyłoby z bombą w szyi i zostało zmuszone do posłuszeństwa; nie zdziwiłabym się, gdyby Amanda Waller tak postąpiła mając wiedzę o Clarku).

Nie zapominajmy, że w tej scenie Clark jest młody i nie do końca kontroluje swoje moce (nawet nie umie latać na tym etapie swojego życia), więc wymówka "mógł szybko podlecieć i coś zrobić" tu nie działa. Na dodatek zostałby zauważony, a Pa Kent tego nie chciał.

Pozwoliłem mojemu ojcu umrzeć, bo mu ufałem.

Ponieważ był pewny, że muszę czekać.

Że świat nie był gotowy.

Starszy, obecny Clark, za każdym razem, kiedy użyje mocy, musi zmieniać tożsamość i pracę, bo nadal honoruje pamięć swojego ojca i jego wolę. Wie, że świat nie jest gotowy.

Czy wolałabym, aby Jonathan wcale nie umarł? Tak. Czy wolałabym, aby film nie pokazał faktu, że Clark szanuje słowo ojca dopiero po jego śmierci? Tak. Ale wolałabym też wiele rzeczy w wielu filmach (patrzę na ciebie, MCU), a ta scena nie jest na tyle "zła", aby przekreślać całą postać. O wiele dziwniejsza jest scena w BvS, gdzie Clark tak jakby... idzie w "zimne tereny", mamy pewność, że do swojej Fortecy czy miejsca, gdzie ona powstanie, cokolwiek, a okazuje się, że jego Fortecą jest miejsce w nim samym, do którego wycofuje się, aby porozmawiać ze wspomnieniem swojego ojca.

3. Kwestia przedstawienia Clarka: nie wiemy, jaką jest postacią, ma tak mało kwestii we filmach, że nie wiemy, jakim jest człowiekiem, niech się odezwie, albo pokaże coś o sobie, niech inni przestaną mówić, że jest ważny, niech wytłumaczą, dlaczego jest ważny.

Aż nie wiem, od czego zacząć! Ale spróbujmy.

Clark nie jest za bardzo rozmownym człowiekiem, z tym się zgodzę, ale nie zgodzę się, że to przeszkadza nam w zrozumieniu go jako postaci, jako człowieka. Jedne z najlepszych cech DCEU Supermana poznaliśmy w MoS podczas sceny w barze, którą opisałam już w poprzednim poście [Jedyny Słuszny Superman – Superman Reeve'a jako archetyp Supermana], mianowicie są to brak toksycznej męskości, delikatność i poszanowanie zdania innych. Taktownie pozwala wojsku zakuć go w kajdanki, aby czuli się lepiej, mimo że bez problemu je potem rozrywa. Widzieliśmy również, że Clark jest romantyczny! Fakt, że DCEU Superman jest cichy, introwertyczny nie znaczy, że nie posiada żadnej osobowości. W BvS mamy Supermana wątpiącego w siebie, bo on wie, że bycie dobrą osobą nie znaczy, że wszystko, co robi, jest dobre. Mimo tego, że świat jest nastawiony w większości przeciwko niemu, jak malują to media, Clark nadal postanawia czynić dobro.

Clark jest najbardziej rozmowny kiedy jest z Lois czy w pracy – kiedy jest Clarkiem Kentem. Jako Superman nie mówi zbyt wiele, a kiedy próbuje coś powiedzieć, okazje do zabrania głosu zostają mu odebrane: przez Lexa, który wysadził bombę podczas przesłuchania, i w trakcie ich spotkania na wieży, a także przez Bruce'a podczas wspomnianej powyżej walki. Lex i Bruce mówią przeciwko Supermanowi, a z kolei pani senator i Lois są głosem prawdy, gdyż pierwsza chce doprowadzić do tego, aby sytuacja z Afryki się nie powtórzyła (lub, w wersji Extended, aby powiedzieć światu o Lexie), a Lois dokopuje się do prawdy, co tak naprawdę wydarzyło się w Afryce.

Ludzie mówiący, że jest ważny, to ci sami ludzie, którzy widzieli, jaką Clark ma moc, co potrafi, co pokazał podczas wydarzeń MoS. W tym filmie nikt nie przeprowadził z Supermanem wywiadu, więc jedyne co ludzie widzą, to momenty, gdzie Clark wykorzystuje swoją moc, żeby uratować ludzi od powodzi, pomóc podczas wybuchu promu kosmicznego, uratować dziewczynę z płonącego budynku... Widzą jego moc, ale nic o nim nie wiedzą, więc budują sobie sami otoczkę wokół niego, dopowiadają sobie historie, które są sprzeczne i nieprawdziwe. I nie zapominajmy, że to są media; dobrze wiemy, jak media mogą przekolorować jedne sprawy, inne całkiem pominąć.

Na tej ziemi każde działanie ma podłoże polityczne.

W montażu medialnym na temat Supermana pada wiele stwierdzeń na jego temat i tylko jedna osoba twierdzi otwarcie, że może Superman nie jest żadnym Jezusem czy diabłem, a po prostu osobą, która stara się czynić dobro. Wszyscy inni mówią o tym, że Superman działa, jak działa, czy powinien działać? A na końcu mamy pokazanego Clarka w mieszkaniu, bardzo zmartwionego, oglądającego wywiad z panią senator.

Nie wiem, co jeszcze powinien zrobić ten Clark, aby został uznany za dobrego Supermana. On jest już dobrym Supermanem. Filmy skupiają się na trudnościach, jakie przed nim leżą, a nie na tym, co przychodzi mu łatwo. To, że postawiono mu pomnik, nie sprawia, że wszyscy go kochają. Jako ktoś z lękiem społecznym wiem, że nie powinno mnie tak bardzo obchodzić, co myślą o mnie inni ludzie, którzy są mi obcy, ale obchodzi mnie to bardzo – fakt, że mogę oglądać na dużym ekranie Supermana, który ma ten sam problem, bardzo do mnie przemawia.

4. Wielkość zniszczeń podczas MoS.

Spora część zniszczeń, która powstała podczas MoS, to nie wina Supermana, ale maszyny, która zmienia świat, aby Kryptonianie mogli na nim zamieszkać. Owszem, walka Supermana i Zoda również przyczynia się do powstania kolejnych zniszczeń, ale jest to pierwsza walka Supermana, który nie miał żadnego innego doświadczenia. Walczy z Zodem, który dopiero poznaje swoje moce, ale który jest wojskowym. Na dodatek Zoda nie obchodzi to, co zniszczy po drodze.

5. Próba połączenia wizerunku Supermana jako symbolu nadziei i inspiracji z odległym, nieogarniającym do końca człowieczeństwa kosmitą w MoS.

Kwestia połączenia obu wizerunków jest właśnie dla mnie akurat prosta: rodzice Clarka chcą, żeby świat postrzegał go jako symbol nadziei i inspiracji, ale wiedzą, że świat prędzej zobaczy Clarka jako odległego, nieogarniającego do końca człowieczeństwa kosmitę. Nie widzę w MoS próby połączenia tych wizerunków, tylko właśnie przeciwstawienie ich sobie; nadzieja na jeden, obawa przed drugim. Widzimy, że Clark jak najbardziej rozumie człowieczeństwo, bo nie mógł spędzić tylu lat na Ziemi (w tym swojego dzieciństwa) i nie stać się człowiekiem. Chce pomagać i to robi, mimo że potem musi się ukrywać; mógłby bez problemu pokonać chłopców, którzy się nad nim znęcają, ale tego nie robi, nie wykorzystuje swojej mocy. Ba, Clark jest wręcz pokazany jako autystyczny chłopiec, kiedy jego moce zaczynają się pojawiać podczas lekcji i wszystko jest dla niego zbyt wielkie, nie może się skupić, bo działa na niego zbyt wiele bodźców. To nie są oznaki nieogarniania człowieczeństwa; wiele osób się zmaga z tym samym.

6. Inherentna hipokryzja wpisana w scenariusz BvS: obaj bohaterowie twierdzą, że ten drugi posunął się za daleko i jest niebezpiecznym samozwańczym stróżem swojego prawa, po czym obaj nimi są.

Bruce nie lubi Supermana, bo Superman jest zbyt potężny.

O Supermanie:
On jest w stanie zgładzić całą rasę ludzką

i jeśli nawet istnieje 1% szansy, że jest naszym wrogiem

musimy uznać to za całkowitą pewność.

Wiele osób zginęło, Bruce nie chce, aby zginęło więcej. Punktem, który sprawia, że Bruce ma już kompletnie dość, jest moment, w którym Clark decyduje porozmawiać z ludzkością po raz pierwszy, oddać kawałek siebie, ale Lex odbiera mu tę możliwość i ginie więcej osób – dzieje się to, czego Bruce się obawiał.

Cała agresja Batmana w tym filmie rodzi się z tego, że Bruce nie zna Supermana i nie chce go nawet poznać. Gdy pierwszy raz widzimy Batmana jest on w trakcie zbierania informacji na temat broni, która jest w stanie pokonać Supermana.

Clark nie lubi Batmana, bo osoby, które zostają napiętnowane przez niego jego znakiem, zostają zabite. Clark nie lubi osób działających jako sędzia i kat. Clark przez ten film ratuje ludzi, ale ich nie zabija – mamy dokładnie powiedziane, że nawet na początku Clark nie zabił terrorysty, z którym przeleciał przez ścianę.

Znając Supermana, zrobił to po to, aby go nastraszyć.

Złoczyńca: Stój! Stój! Porazi nas prąd!
Superman: Nie, nie porazi. Ptaki siadają na liniach telefonicznych i prąd ich nie razi...

Superman: ... chyba że dotkną słupa telefonicznego i się uziemią. Ups! Prawie dotknąłem tego słupa.

W tym wypadku nie widzę tej hipokryzji związanej z Supermanem będącym niebezpiecznym samozwańczym stróżem swojego prawa, bo Supermana widzimy ratującego ludzi z katastrof, a nie powstrzymującego napady, złoczyńców czy Bruce'a Wayne kradnącego dane od Lexa Luthora.

sss

Z chęcią podyskutuję na temat DCEU Supermana dalej i odpowiem na kolejne zarzuty, więc zapraszam do kontaktu ze mną, nie gryzę :3

Komentarze

Popular Posts

Jak śmierć Lois Lane oddziałuje na Supermana

Flame on! Queerkodowanie jednego z pierwszych superbohaterów Marvela