Quo vadis, "Superman & Lois"?

Post zawiera spoilery do serialu Superman & Lois.

Bardzo podobało mi się rozwiązanie pierwszego sezonu Supergirl, gdzie nie zobaczyliśmy Supermana. Był postacią, która przewijała się w fabule, ale jedyne jego występy nie pokazywały twarzy. Najlepiej oczywiście prezentowały się jego czatowe rozmowy z Karą, gdzie nawet używał emotikonek z nosem, jakby był 2003 rok :-)

Potem serial zmienił stację i postanowiono jednak zatrudnić konkretnego aktora do roli Człowieka ze Stali, Tylera Hoechlina. Dałam mu szansę, ale mimo paru ciekawych rozwiązań adaptacyjnych, nie przypadł mi w ogóle do gustu. Można powiedzieć, że to nie był mój Superman (tak, porównywanie jego paru wystąpień do paru filmów Cavilla też się do tego przyczyniło). 

Im dalej w las, jakim jest stacja CW, tym gorzej. Aż w końcu ogłoszono serial Superman & Lois (będę używać skrótu S&L). Nie byłam wielce ucieszona, ale ciekawość i moje oddanie postaci Supermana sprawiły, że miałam zamiar go oglądać. Nie zmieniło się to, mimo że Nadria Tucker, scenarzystka m.in. Kryptonu, która pracowała nad S&L, oznajmiła na Twitterze, że jej umowa pracy przy S&L nie zostanie przedłużona:

Ale miałam coraz mniej nadziei na dobrą adaptację. Serial nie zmierzał w dobrym kierunku, a nawet jeszcze się nie zaczął.

W tym miejscu przyznaję, że moje uprzedzenia co do CW Supermana były (są) na tyle wysokie, że nie było możliwości, aby serial nie był u mnie od razu na przegranej pozycji. Za nami 11 odcinków, ostatni zakończył się wypraniem mózgu Clarkowi, więc to idealny moment na to, abym podzieliła się swoimi trzema groszami.

Zacznijmy od korzeni. S&L bardzo lubi zmieniać kanon na trzy centymetry w lewo, że niby to samo, ale jednak nie do końca. Oczywiście nie jest to dokładne odwzorowanie komiksów, więc jak każda adaptacja rządzi się swoimi prawami. Dziwią mnie podjęte decyzje w kwestii tego, co zostało zmienione. Zniszczenie Kryptona zrzucono nie na barki braku wiary w naukę, ale na wojnę (gdy ludzie odkryli, że zasoby naturalne planety były na wyczerpaniu, to zaczęła się wojna i przyspieszyła zniszczenie planety). Po nauce w Fortecy Samotności Superman wraca do mamy i mówi jej, że został wysłany na Ziemię, aby być „obrońcą Ziemi” (Earth's champion). W kilku adaptacjach występowało już takie przesłanie, co zawsze mi zgrzyta, bo zmienia cel jego rodziców. Kal-El miał trafić w bezpieczne miejsce do ludzi, którzy go przygarną. Dlaczego Jor-El lub Lara Lor-Van mieliby zrzucać mu na barki jeszcze takie zadanie? Co innego tłumaczenie, że będzie inny i aby to wykorzystał do pokazania, że inność nie jest równa czemuś złemu, a co innego nakazanie prowadzenia całej rasy ludzkiej. Te zmiany są niby małe, prawie nieistotne, ale jednak uderzyły we mnie na tyle, że od nich zaczęłam; o czymś to świadczy. 

Wszystkie adaptacje lubią również brać się za Krypton na swój własny sposób i tutaj nie jest inaczej. Kiedy pokazano nam, że głównym złoczyńcą serialu wcale nie jest nie-Luthor z alternatywnej rzeczywistości (o tym później) ani inny miliarder wykorzystujący małe, biedne miejscowości do swoich niecnych celów, tylko brat Kal-Ela, nie ukrywam, wybuchłam śmiechem. Nie tak dawno w serialu Krypton również mieliśmy zawirowania rodzinne wśród Elów, więc nie była to nowość. O ile Krypton poszedł w stronę pokrewieństwa z Zodem, o tyle tutaj mamy całkiem nową postać, syna Lary Lor-Van z pierwszego małżeństwa. Okazuje się, że Lara najpierw wyszła za mąż, ponieważ była kompatybilna ze swoim pierwszym mężem, ale później zakochała się w Jor-Elu. Obaj jej synowie zostali zesłani na Ziemię i obaj wylądowali w Ameryce. Superman był w stanie przez chwilę z nią porozmawiać, kiedy jej świadomość została przetransportowana do Lany Lang. Ponieważ, jak się okazuje, Lara znalazła sposób, aby świadomość Kryptonijczyków została zachowana i była możliwa do przeniesienia do innej istoty żywej, w tym wypadku do ludzi.

To jest podstawą wykorzystania motywu z jednej z moich ulubionych historii komiksowych o Supermanie, mianowicie New Krypton. W tej historii obywatele Kandoru zostają uratowani z butli, w której zamknął ich Brainiac, i tworzą własną planetę, orbitującą Słońce na przeciwko Ziemi. Ojciec Lois, generał Sam Lane, dowodzi projektem 7734. Jego celem jest pozbycie się Kryptonijczyków. Sam Lane doprowadza do śmierci wszystkich, 100 tysięcy mieszkańców Kandoru. W S&L nazwa tego projektu pojawia się już bardzo wcześnie i mimo że nie mamy tu do czynienia z identyczną sytuacją co w komiksie, to walka z obcymi występuję za sprawą przeniesienia świadomości Kryptonijczyków do Ziemian. Informacje o niej, jak i nazwę samego projektu, przynosi do generała Lane'a nie kto inny jak Luthor z innej rzeczywistości.

Tak, projekt 7734 czytany do góry nogami nazywa się projekt HELL.

No właśnie. Okazuje się, że w innej rzeczywistości Superman jest zły i razem z innymi Kryptonijczykami podbija Ziemię. Luthor w zmechanizowanym stroju próbuje go powstrzymać, ale mu się nie udaje. Jednak... tak naprawdę to nie jest Luthor. Dowiadujemy się, że wspomniana zbroja była budowana dla Luthora, który ostatecznie nie zdążył jej założyć. Osobą, która nią operuje, jest nie kto inny, jak John Henry Irons, znany w komiksach jako Steel. Steel zadebiutował jako jeden z Supermanów po śmierci prawdziwego Człowieka ze Stali z rąk Doomsdaya. Przedstawienie nam go najpierw jako czarnoskórego Lexa, jest z jednej strony bardzo fajnym zagraniem. Lex to bardzo znana postać z komiksów, więc zmiana jego koloru skóry i pokazanie, że to nie robi z niego całkiem innego człowieka, to ciekawy przekaz, który pozwala na przyszłe tego typu gry etniczne. Z drugiej strony ta zmiana pojawiła się po tym, jak na jaw wyszło, że przy pracy nad Kryptonem Geoff Johns powiedział, że przodkowie Kal-Ela nie mogą być czarnoskórzy. Johns próbował się tłumaczyć, że Krypton miał być prequelem dla Cavillowego Supermana, jednak te tłumaczenia wypadają słabo, skoro w tym samym serialu postać generała Zoda gra ktoś zupełnie niepodobny do Michaela Shannona, Dru-Zoda z Człowieka ze Stali, a mianowicie jest to Colin Salmon, czarnoskóry aktor. Czyli złoczyńcę może grać osoba nie-biała, ale bohaterów już nie? 

Kolejna kwestia, która mi się nie podoba w rewelacji, że to nie Luthor, tylko John Henry Irons, to sposób, w jaki jego postać została poprowadzona. Wprowadzony jako złoczyńca, do końca zostaje przeciwnikiem Supermana. Jego historia została całkowicie zmieniona, aby dopasować do serialu na siłę. John Henry nie buduje zbroi zainspirowany Supermanem do niesienia pomocy, tylko buduje ją, aby pokonać Człowieka ze Stali; buduje ją nie dla siebie, tylko dla Luthora. Komiksowy Steel ma bratanicę, Natashę, która pomaga mu w pracach nad zbroją i później również ją przejmuje. W S&L również Johnowi Henry'emu pomaga nastolatka, jednak ma ona na imię Natalie i jest jego córką. We wcześniejszych odcinkach, kiedy jeszcze myślimy, że John Henry to Lex, zostaje nam pokazane, że jego żoną jest nie kto inny, a Lois. Scenarzyści S&L wrzucili w tę jedną postać tyle elementów mających zaskakiwać, że wyszła im parodia. Chcieli, aby widzowie byli zszokowani związkiem Lexa i Lois. Chcieli pokazać Nat. Chcieli użyć Johna Henry'ego. Zmienili całkowicie jego historię, a Johna Henry'ego z właściwej rzeczywistości uśmiercono. Mogłoby to być ciekawe zagranie, ale za dużo położyli na jego barkach, niszcząc ten efekt. Cała jego postać skupia się na tym, jak działa na Supermana i Lois, a nie ma nic o nim samym.

Z Natalie wiąże się jeszcze jedna historia. Wychodzi na jaw, że Lois z właściwej rzeczywistości także miała urodzić dziewczynkę i nazwać ją po swojej babci właśnie Natalie. Zamiast tego Lois i Clark mają dwójkę synów, Jonathana i Jordana. Biorąc pod uwagę ich imiona, można byłoby się domyślać, że głównym wątkiem fabularnym będą moce Jonathana, ponieważ tak ma na imię obecny w komiksach syn Supermana, jednak serial poszedł w inną stronę. Jonathan tutaj nie posiada mocy (przynajmniej na razie), ale u Jordana zaczynają się one pokazywać. W wielu historiach komiksowych dzieci Supermana były silniejsze od niego, ponieważ miały w sobie również ludzki element, ale Jordan jest słabszy. Ponieważ jego zmagania z mocami nie są żadną nowością, gdyż występują w niemal każdej genezie Supermana, o wiele bardziej wciągnęła mnie postać Jonathana. Można byłoby się spodziewać, że będzie zazdrosny o brata, ponieważ przed przeprowadzką do Smallville miał wszystko, ale tak nie jest. Jonathan okazuje się nie tylko bardzo dobrym synem i bratem, ale całkiem porządnym chłopakiem. Nie ma w nim stereotypowego zachowania nastolatka, któremu nagle rzucane są kłody pod nogi. Jestem bardzo przyjemnie zaskoczona prowadzeniem jego postaci, bo śmiało mogę go nazwać taką, która ma w sobie najlepsze cechy Supermana. Jest tak wyidealizowany, że kiedy użył zwrotu friendzone, byłam niezwykle zdziwiona, bo nie pasowało mi to zupełnie do jego wizerunku. Jonathan też twardo postawił się swojemu dziadkowi Lane'owi, co dodało mu w moich oczach jeszcze więcej punktów.

Nie lubię, kiedy Sam Lane jest przedstawiany jako dobry żołnierz i trudny, ale dobry ojciec dla Lois. W S&L oliwy do ognia dodaje też fakt, że Superman bardzo blisko z nim współpracuje, czyli jednocześnie bardzo blisko współpracuje z wojskiem. Superman wiele razy już powtarzał, że nie jest żołnierzem, nie jest niczyją marionetką, ale jak widać bardzo trudno pozbyć się naleciałości po Powrocie Mrocznego Rycerza. W Człowieku ze Stali mieliśmy bardzo fajnie pokazane, że Superman nigdy nie obierze tej drogi, co było powiewem świeżego powietrza, ale tutaj znowu wrócił ten temat. Wykorzystanie żołnierzy w miejscu naukowców, z którymi komiksowy Superman często współpracuje, jest bardzo hollywoodzkim zagraniem, co nie znaczy, że się nie zawiodłam.


Dotarliśmy do końca. Nie jest to oczywiście koniec serialu ani nawet sezonu, ale jedynie, jak się wydaje, kulminacyjny jego moment. W ostatnim wyemitowanym odcinku Superman miał wyprany mózg i wszystkie znaki na Niebie i Ziemi wskazują, że stał się zły. Lois nawet zadzwoniła do Johna Henry'ego, aby poinformować go, że jego przewidywania się sprawdziły. O ile Superman współpracujący z wojskiem jest pomysłem, na który wywracam oczy, o tyle zły Superman jest tak bardzo odgrzanym kotletem, że jestem naprawdę w szoku, że S&L poszło w takim nudnym kierunku. Każdy, każdy kto używa tej fabuły, musi mieć naprawdę dobry powód, aby to się udało. Śmierć Lois? Słabo. Wychowanie na złą osobę? Lepiej. Pranie mózgu wykonane przez sztuczną inteligencję pierwszego męża matki, bo brat Supermana zagroził życiu jego rodziny? Nowe, ale zbyt przekombinowane. Jak wiele rzeczy w tym serialu.

Ogólnie moja ocena tej serii się bardzo waha. Są rzeczy, które mnie intrygują, niektóre się podobają, niektóre zupełnie nie. Mimo że nie zostało nam dużo do końca, postanowiłam już teraz napisać ten post, aby zobaczyć, ile moich obaw się spełni, a ile myśli zmieni, kiedy dotrzemy do ostatniego odcinka.

Komentarze

Popular Posts

Jak śmierć Lois Lane oddziałuje na Supermana

Flame on! Queerkodowanie jednego z pierwszych superbohaterów Marvela