Cztery serie (i trzy pojedyncze albumy) Fantastycznej Czwórki, które Egmont mógłby wydać w Polsce

Wiemy już od jakiegoś czasu, że Marvel Studios planuje film z Fantastyczną Czwórką, który niedawno zyskał reżysera w osobie Jona Wattsa, odpowiedzialnego za ostatnie adaptacje przygód Spider-Mana. Ponieważ są to jeszcze dalekie plany dla Domu Pomysłów, które oddalają się coraz bardziej ze względu na pandemię, to zakładam, że to idealna pora, aby polskie wydawnictwa pomyślały o zdobyciu praw do tłumaczenia komiksów z tą grupą, aby były one gotowe akurat na wejście ekranizacji do kin.


Na sam początek, aby wprowadzić nowych czytelników w temat i przedstawić im Fantastyczną Czwórkę, proponowałabym serię Marka Waida i Mike'a Wieringo. Składają się na nią zeszyty Fantastic Four (1998) #60-70 oraz Fantastic Four (1961) #500-524. 

Co prawda część z nich była już w ostatnich latach wydana w polskich kolekcjach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela i Superbohaterowie Marvela, ale nigdy nie były pokazane jako całość, tylko jako fragmenty wyrwane z większego kontekstu.

- SBM nr 100 Mister Fantastic. Sensytywny: «Fantastic Four (1998) #60-64»
- WKKM nr 37 Fantastyczna Czwórka: Niepojęte «Fantastic Four (1998) #67-70 i Fantastic Four (1961) #500-502»
- WKKM nr 41 Fantastyczna Czwórka: Uzasadniona interwencja «Fantastic Four (1961) #503-511»

Cała seria tych twórców ukazała się po angielsku jako Ultimate Collection w czterech tomach. Jest to jednym z jej największych atutów, ponieważ dość kompaktowo przeprowadza czytelników przez relacje rodzinne Czwórki oraz to, jak są postrzegani w uniwersum Marvela. Sam pierwszy numer tej serii można nazwać wizytówką Fantastycznej Czwórki jako grupy, a im dalej, tym lepiej. Seria jest dostatecznym wprowadzeniem, zawiera ciekawe historie, ale nie wyczerpuje tematu i nie jest jedyną wartą uwagi. 

Kreska Wieringo jest obecna przez całą serię. Już od samego początku byłam zdania, że pasuje ona bardzo dobrze do charakterystycznego tonu historii, które przedstawiał Waid.

Jak każdy scenarzysta, Waid również potrzebował trochę czasu, aby odnaleźć właściwy głos dla każdego członka rodziny, ale ostatecznie mu się to udało. Najtrudniejszy dla każdego pisarza jest Johnny Storm (wiem to doskonale, jako jego największa fanka w Polsce), ale Waid nie miał z nim większych problemów. Z kolei jego Reed już niemal od początku jest przedstawiany jako naukowiec, którego da się lubić, czyli tak, jak Reed powinien być przedstawiany (tutaj zgadzamy się z Kurtem Busiekiem).

Od Waida bardzo niedaleko do serii Hickmana, na którą składają się zeszyty Dark Reign: Fantastic Four #1-5, Fantastic Four (1961) #570-588, #600-611 oraz FF (2010) #1-23.

Tutaj jednak pojawia się kilka problemów. Pierwszy z nich to wydarzenie Dark Reign, które na moment pisania tego postu, nie zostało opublikowane ani zapowiedziane przez żadne polskie wydawnictwo. Można to jednak bardzo łatwo obejść krótkim wstępem w pierwszym tomie. Drugim problemem jest fakt, że Marvel wydał na razie jedynie trzy (dwa i jeden zaplanowany na maj) tomy Complete Collection tej serii, więc gdyby Egmont miał brać się za tę serię, to musiałby czekać na kolejne wydania (tak jak chociażby w przypadku Mighty Morphin Power Rangers Higginsa, chociaż to już nie Marvel, więc pewnie rządzi się swoimi własnymi prawami) lub wydać „zwykłymi” albumami zbiorczymi. Biorąc pod uwagę to, że zeszyty Fantastic Four i FF wychodziły na zmianę, opcja zwykłych tomów nie jest najlepsza dla czytelnika.

Seria Jonathana Hickmana jest powszechnie uważana za najlepszą o Fantastycznej Czwórce, z czym muszę się zgodzić. Bardzo mocno skupia się na Reedzie, który jest ulubieńcem Hickmana (co można było dostrzec też w jego Avengers, New Avengers i Tajnych Wojnach wydanych przez Egmont). Po lekturze tej i jego późniejszych serii bardzo łatwo dostrzec, że zwłaszcza Tajne Wojny były jego hołdem dla Pierwszej Rodziny Marvela (której tytuł w tym czasie miał przestać być wydawany). 

Hickman stworzył Future Foundation (w 48 tomie kolekcji Superbohaterowie Marvela jej nazwa nie została przetłumaczona na polski), która została bardzo dobrze przyjęta i pokazała jeszcze bardziej, że Fantastyczna Czwórka to rodzina, nie mająca nic przeciwko możliwości powiększania się. Rozbudowani zostali jednak nie tylko oni, ale również Atlantydzi, Moloidy czy Inhumans. Nie wszystkie te decyzje czytelnicy przyjęli ciepło, a o niektórych kolejni scenarzyści niestety zapomnieli. Biorąc jednak pod uwagę całość historii, wszystkie te decyzje, nieważne czy dobrze czy źle przyjęte, wyrównują się u Hickmana, a seria ogólnie wychodzi na dość spory plus.

Czekając na kolejne tomy Complete Collection Hickmana, Egmont zawsze mógłby wziąć pod warsztat początki Fantastycznej Czwórki od Stana Lee i Jacka Kirby'ego wydane już przez Marvela w pierwszych trzech tomach Epic Collection. Składają się na nie zeszyty Fantastic Four (1961) #1-51, Fantastic Four Annual #1-3.

Z tak starymi historiami zawsze warto uważać, ale uważam, że idealnie pasowałyby do Klasyków Marvela. Biorąc pod uwagę zapowiedziane przez Egmont tomy Spider-Mana z Epic Collection w Klasykach Marvela, Fantastyczna Czwórka nie byłaby czymś niezwykłym.

Mimo że w tych wczesnych komiksach Reed i zwłaszcza Sue nie są jeszcze tak dobrze oszlifowani jak Ben i Johnny (dopiero właśnie przy okazji Waida można mówić o „właściwych” Reedzie i Sue dla współczesnego czytelnika), to warto poświęcić uwagę początkom grupy. Są budowani jak typowa rodzina tamtych czasów, którą widz mógł oglądać w telewizji, co przyczyniło się w dużym stopniu do popularności serii. 

Bardzo dużym plusem jest fakt, że w Fantastycznej Czwórce było wprowadzonych naprawdę sporo popularnych postaci, w tym oczywiście sam Galactus. W mojej propozycji właśnie na jego pokonaniu można zakończyć tę serię, bo to idealny punkt zamknięcia (mimo że już w kolejnej części zostaje wprowadzony Czarna Pantera). 

Na koniec oczywiście muszę dodać, a chyba każdy się ze mną zgodzi, że Kirby'ego nigdy za wiele ;) 

Wydaliśmy trzy tomy Epic Collection, a Marvel nadal składa Complete Collection Hickmana? Nic straconego! Mamy pięć tomów serii Roberto Aguirre-Sacasy, czyli Marvel Knights 4 #1-30.

Mówię o pięciu tomach, ponieważ Marvel zaczął wznawiać tytuł jako Complete Collection, jednak został wydany do tej pory tylko pierwszy tom (zeszyty #1-14 oraz Hulk/Thing: Hard Knocks #1-4), a słuch o reszcie zaginął.

Seria ta była wydawana równolegle do tej Waida i jest według mnie równie dobra. Nie ma tego elementu wprowadzenia do grupy, ale daje wgląd w to, kim każdy członek Czwórki jest. Zwłaszcza tom pierwszy stawia bohaterów w trudnej sytuacji, gdzie muszą na nowo odnaleźć swoje miejsca w świecie. Każdy z Czwórki ma swoje pięć minut i scenarzysta pokazuje nam bohaterów w rolach innych niż te, do których przywykli.

Historie Aguirre-Sacasy mniej skupiały się na elemencie sci-fi niż inne komiksy z Fantastyczną Czwórką, ale miały kilka zaskakujących elementów pokazujących obeznanie scenarzysty z historią tej grupy. Zwłaszcza to, jak rozprawił się z Psycho-Manem, gdzie przedstawia nowe rozwiązanie starego problemu sięgającego już lat 60., wczesnych zeszytów Fantastycznej Czwórki, który praktycznie ciągle był zamiatany pod dywan i nie był wspominany, ponieważ zwyczajnie jest niewygodny z punktu widzienia współczesnych czytelników. Nie dla Aguirre-Sacasy.

Do zaproponowania mam jeszcze trzy pojedyncze albumy, które Egmont mógłby wydać po polsku. 

Pierwszym z nich jest Fantastic Four: Season One, pisany przez scenarzystę Marvel Knights 4. Jest to uwspółcześniona geneza grupy, którą szczególnie doceniam za Reeda samodzielnie diagnozującego u siebie autyzm.

Mamy tutaj też początki Marqueza w Marvelu; była to jego druga praca dla tego wydawcy. Widać różnicę w jego kresce tutaj a w na przykład II Wojnie Domowej, a ja zawsze lubię porównywać starsze prace rysowników i podziwiać, jak się ładnie wyrobili. Mimo tego w Season One jego kreska nadal jest naprawdę ładna. 

Uśmiałam się na opisie szkicu Johnny'ego Storma z tyłu albumu, gdzie pojawiła się uwaga „James Dean/young Brad Pitt”. Oprócz zwykłych dodatków do tego albumu, jest tutaj również zawarty zeszyt Fantastic Four (1961) #570, czyli pierwszy głównej serii Fantastycznej Czwórki pisany przez Jonathana Hickmana. Jakby dokładnie wskazywał, że Season One mógłby być wydany tuż przed serią Hickmana ;)

Drugim pojedynczym albumem jest The New Fantastic Four od Dwayne'a McDuffiego. Zawiera zeszyty Fantastic Four (1961) #544-550.

Wydarzenia tego albumu dzieją się już po całym cyrku związanym z Wojną Domową. Reed i Sue decydują się wyjechać na drugi miesiąc miodowy, aby pobyć sami i ułożyć wszystko między sobą. Ich miejsce w drużynie zajmują Ororo i T'Challa, którzy z kolei podczas Wojny Domowej wzięli ślub.

Dynamika grupy w sferze domowej nie zmienia się aż tak bardzo, a największą zmianę widać dopiero na misjach. Na szczęście nie odcinamy się całkowicie od Reeda i Sue, których narracja również jest prowadzona w tym tomie. 

Jedyna wiedza o wcześniejszych wydarzeniach, jaka jest potrzebna do zrozumienia tego tomu, to fabuła Wojny Domowej, która już na naszym rynku została opublikowana (aż dwukrotnie!).

Ostatnią moją propozycją jest album Spider-Man/Human Torch. Dlaczego? Ponieważ dam sobie rękę uciąć (not really), że nadchodząca filmowa Fantastyczna Czwórka w jakiś sposób wspomni Spider-Mana. Może cameo, może scena po napisach (może jednak to wzmianka o Fantastycznej Czwórce pojawi się w Spider-Manie?). Nie dość, że Spider-Man od samego początku swojego istnienia jest powiązany z Czwórką, a jego rywalizacja z Pochodnią (który jest w tym samym wieku) sięga początkowych zeszytów obu bohaterów, to danie tego tytułu temu samemu reżyserowi, który zajmuje się Spider-Manem, mówi wiele.

W tym albumie znajduje się pięć zeszytów, które opowiadają historie z różnych momentów relacji Petera i Johnny'ego. Pokazuje, ile jeden dla drugiego znaczy i co ma ten pierwszy, czego drugi mu zazdrości. Widzimy jak bardzo różni są ci dwaj bohaterowie, ale jednocześnie bardzo do siebie podobni.

Proponuję ten tytuł a nie dwa inne, które skupiają się na relacji Petera z całą Czwórką, ponieważ biorę pod uwagę kierunek MCU. Filmowy młody Peter zyskałby na poznaniu młodego bohatera w swoim wieku i chociaż nie przepadam za tym, jak filmowy Spider-Man jest prowadzony, to jednak widzę potencjał.

Czego nie polecam Egmontowi?

Obecnej serii Dana Slotta. Mimo że pewnie o nią będzie najłatwiej.

Na koniec dodam, że jestem świadoma wydawania w Polsce Marvela przez dwóch wydawców: Egmont oraz Mucha Comics. Biorąc jednak pod uwagę dotychczasowe publikacje każdego z nich, zakładam, iż prędzej za Fantastyczną Czwórkę zabierze się Egmont.

Komentarze

Popular Posts

Jak śmierć Lois Lane oddziałuje na Supermana

Flame on! Queerkodowanie jednego z pierwszych superbohaterów Marvela