"Superman wreszcie się uśmiecha! Nic więcej o nim nie wiem, więc jego uśmiech znaczy, że to nareszcie dobry Superman!"
Rozumiem, że fani DC dzielą się na 95% fanów Batmana i 5% fanów innych bohaterów. Ale denerwują mnie uwagi na temat Supermana w filmie Liga Sprawiedliwości, z których wynika, że tylko uśmiech na jego ustach sprawia, że to dobry Superman. Jest wiele osób, które tylko z tego powodu nazywają go dobrym Supermanem, jakby tylko ta jedna cecha sprawiała, że to jest Superman. Nie chcą od niego widzieć niczego innego, tylko uśmiechu.
Ponad rok temu napisałam post Uśmiechnij się, Supermanie, w którym wypisałam, że Superman w BvS nie ma powodów do uśmiechu, dlaczego więc miałby to robić? Dlaczego tak wiele osób zachowuje się jak a) Kilgrave zmuszający Jessicę Jones do uśmiechu i/lub b) fuckboye na ulicy, catcallujący kobiety i każący im się uśmiechać? Czy BvS byłoby bardziej lubianym filmem, gdyby Superman miał wszystko w nosie, nie przejmowałby się niczym i tylko uśmiechał? Czy Superman nie może mieć żadnych głębszych uczuć ponad "radość wywołująca uśmiech na twarzy"?
Żadna osoba nie jest wiecznie uśmiechnięta, wiecznie optymistyczna, wiecznie zadowolona z życia. Superman tak samo: jak ma się uśmiechać, kiedy przybyli obcy z jego planety i chcą podbić Ziemię? Jak ma się uśmiechać, kiedy media przedstawiają go jako figurę kontrowersyjną, mimo że jedyne co robi, to pomaga ludziom podczas katastrof? Te zdarzenia w MoS i BvS dotykały go osobiście, a mimo to znajdował chwile, które sprawiały mu radość: kiedy był z matką lub z Lois.
W Lidze Sprawiedliwości, kiedy ma miejsce kolejna inwazja na Ziemię, Clark się uśmiecha. I używa mocy, o których istnieniu nie miał pojęcia, jak swój mrożący oddech. Patrząc na jego występ w tym filmie nie neguję, że jest to dobry Superman. Jednak nie jest tak dlatego, że nagle się uśmiecha, kiedy może walczyć u czyjegoś boku, a nie samotnie. Jest to dobry Superman, tylko jakby w rozwoju jego postaci pominięto przynajmniej dwa filmy.
Od początku DCEU kreowano Supermana wręcz idealnie: delikatny, łagodny chłopak, który mimo swojej postury nie wywołuje strachu wśród ludzi. Aparycja Henry'ego Cavilla wiele tutaj pomagała, oczywiście. Wiadomo było, że w dalszych filmach jego postać będzie się rozwijać, więc kompletnie nie rozumiem twierdzenia, że ten Superman nie jest właściwym Supermanem. To jest Superman na początku swojej kariery, który działa sam, nie ma nikogo do pomocy.
Sposób, w jaki Snyder i wszyscy odpowiedzialni za MoS i BvS rozwijali postać Supermana, był według mnie bardzo dobrym sposobem. Widzieliśmy, jak Clark dochodzi do swoich mocy, dochodzi do bycia Supermanem, a nie staje się nim od razu. Widzieliśmy rozwój jego postaci, a nie dostaliśmy już w pełni rozwiniętego Supermana. To właśnie ten rozwój przeszkadzał wielu odbiorcom, bo nie dostaliśmy od razu Supermana z pełnią mocy, tylko musieliśmy odkrywać je razem z nim.
W Lidze Sprawiedliwości wyraźnie widać, że studio wolało zniszczyć całą wizję Snydera, ograniczyć go, a na dodatek dodać kolejnego reżysera. Nie dostaliśmy więc zamknięcia trylogii Supermana, którego poznawaliśmy we wcześniejszych filmach, tylko dostaliśmy całkiem innego Supermana. Nie jest to Superman gorszy – jest to Superman inny.
Jak wspomniałam, wcześniejszy Superman był łagodny i delikatny, przez co wiele kobiet, zwłaszcza woc (women of color, kobiety o innym kolorze skóry niż biały), bardzo go lubi. Stworzenie tego Supermana było na tyle przemyślane, że wzięło pod uwagę obecny odbiór świata: jako imigrant z innej planety, Superman jest osobą, która w obecnych czasach musi się zmierzyć z uprzedzeniami i odrzuceniem. Przez to, że tutaj jest łagodny i delikatny, zyskał aurę bezpieczeństwa, która jest o wiele lepsza niż wypinanie piersi i opieranie pięści na biodrach. Jest to może bardziej zastraszające dla wrogów, ale nie jest obrazem bezpieczeństwa.
W momencie, kiedy Superman poznaje całą grupę superbohaterów, jego postawa się zmienia: ledwo co wstał z grobu i jest pewniejszy siebie, ale też bardziej "cwaniacki", kiedy tak właściwie nie zna ludzi, z którymi ratuje świat. Jest coś w jego uśmiechu, co sprawia, że to nie jest ten sam łagodny i delikatny człowiek. Wiem, że podkreśliłam już kilkakrotnie tę łagodność i delikatność, ale właśnie te cechy są dla mnie tym, czym współcześnie Superman powinien się odznaczać. W obecnych komiksach daje mu to fakt, że jest ojcem (i jego syn jeszcze nie umarł, jak poprzednie dzieci). We filmach dawało mu to podejście Snydera do postaci, ale w Lidze Sprawiedliwości zachowuje ten aspekt jedynie przy Lois.
W komiksach Superman zmaga się z wieloma problemami związanymi z tym, kim jest. Czytając historie o Supermanie, można zauważyć, że często pojawiają się rzeczy, z którymi nie może walczyć poprzez użycie swojej mocy. Superman często cierpi w komiksach, nie dlatego, że ktoś go pobił, ale dlatego, że istnieją problemy, których wcale nie może pokonać. Nie poradzi nic na to, jak widzą go ludzie, którzy uciekają przed nim, bo jest kosmitą. Nie poradzi nic na błędy przeszłości, z którymi musi już teraz żyć – jak zabicie Zoda. Nic nie poradzi na to, że otrzymuje miliony listów z prośbami o pomoc, której nie może udzielić.
Superman się uśmiecha. To fakt. Ale to nie jest jedyna jego cecha, na którą fani powinni zwracać uwagę. Superman nie jest jednowymiarową postacią. Ten wpis jest wyrazem w większości mojego smutku wywołanego faktem, że niby wszyscy chcą dobrego Supermana, ale tak właściwie wymagają od niego bycia bezuczuciowym robotem. MoS skończył się z poczuciem tego, że świat ma obrońcę. BvS skończyło się przywróceniem Dianie i Bruce'owi wiary i serca, a także zapowiedzią Ligi Sprawiedliwości. I dokonał tego łagodny i delikatny Superman, który wiedział, kiedy się uśmiechać, który wiedział, że nie musi uśmiechać się przez cały czas.
Ponad rok temu napisałam post Uśmiechnij się, Supermanie, w którym wypisałam, że Superman w BvS nie ma powodów do uśmiechu, dlaczego więc miałby to robić? Dlaczego tak wiele osób zachowuje się jak a) Kilgrave zmuszający Jessicę Jones do uśmiechu i/lub b) fuckboye na ulicy, catcallujący kobiety i każący im się uśmiechać? Czy BvS byłoby bardziej lubianym filmem, gdyby Superman miał wszystko w nosie, nie przejmowałby się niczym i tylko uśmiechał? Czy Superman nie może mieć żadnych głębszych uczuć ponad "radość wywołująca uśmiech na twarzy"?
Żadna osoba nie jest wiecznie uśmiechnięta, wiecznie optymistyczna, wiecznie zadowolona z życia. Superman tak samo: jak ma się uśmiechać, kiedy przybyli obcy z jego planety i chcą podbić Ziemię? Jak ma się uśmiechać, kiedy media przedstawiają go jako figurę kontrowersyjną, mimo że jedyne co robi, to pomaga ludziom podczas katastrof? Te zdarzenia w MoS i BvS dotykały go osobiście, a mimo to znajdował chwile, które sprawiały mu radość: kiedy był z matką lub z Lois.
W Lidze Sprawiedliwości, kiedy ma miejsce kolejna inwazja na Ziemię, Clark się uśmiecha. I używa mocy, o których istnieniu nie miał pojęcia, jak swój mrożący oddech. Patrząc na jego występ w tym filmie nie neguję, że jest to dobry Superman. Jednak nie jest tak dlatego, że nagle się uśmiecha, kiedy może walczyć u czyjegoś boku, a nie samotnie. Jest to dobry Superman, tylko jakby w rozwoju jego postaci pominięto przynajmniej dwa filmy.
Od początku DCEU kreowano Supermana wręcz idealnie: delikatny, łagodny chłopak, który mimo swojej postury nie wywołuje strachu wśród ludzi. Aparycja Henry'ego Cavilla wiele tutaj pomagała, oczywiście. Wiadomo było, że w dalszych filmach jego postać będzie się rozwijać, więc kompletnie nie rozumiem twierdzenia, że ten Superman nie jest właściwym Supermanem. To jest Superman na początku swojej kariery, który działa sam, nie ma nikogo do pomocy.
Sposób, w jaki Snyder i wszyscy odpowiedzialni za MoS i BvS rozwijali postać Supermana, był według mnie bardzo dobrym sposobem. Widzieliśmy, jak Clark dochodzi do swoich mocy, dochodzi do bycia Supermanem, a nie staje się nim od razu. Widzieliśmy rozwój jego postaci, a nie dostaliśmy już w pełni rozwiniętego Supermana. To właśnie ten rozwój przeszkadzał wielu odbiorcom, bo nie dostaliśmy od razu Supermana z pełnią mocy, tylko musieliśmy odkrywać je razem z nim.
W Lidze Sprawiedliwości wyraźnie widać, że studio wolało zniszczyć całą wizję Snydera, ograniczyć go, a na dodatek dodać kolejnego reżysera. Nie dostaliśmy więc zamknięcia trylogii Supermana, którego poznawaliśmy we wcześniejszych filmach, tylko dostaliśmy całkiem innego Supermana. Nie jest to Superman gorszy – jest to Superman inny.
Jak wspomniałam, wcześniejszy Superman był łagodny i delikatny, przez co wiele kobiet, zwłaszcza woc (women of color, kobiety o innym kolorze skóry niż biały), bardzo go lubi. Stworzenie tego Supermana było na tyle przemyślane, że wzięło pod uwagę obecny odbiór świata: jako imigrant z innej planety, Superman jest osobą, która w obecnych czasach musi się zmierzyć z uprzedzeniami i odrzuceniem. Przez to, że tutaj jest łagodny i delikatny, zyskał aurę bezpieczeństwa, która jest o wiele lepsza niż wypinanie piersi i opieranie pięści na biodrach. Jest to może bardziej zastraszające dla wrogów, ale nie jest obrazem bezpieczeństwa.
W momencie, kiedy Superman poznaje całą grupę superbohaterów, jego postawa się zmienia: ledwo co wstał z grobu i jest pewniejszy siebie, ale też bardziej "cwaniacki", kiedy tak właściwie nie zna ludzi, z którymi ratuje świat. Jest coś w jego uśmiechu, co sprawia, że to nie jest ten sam łagodny i delikatny człowiek. Wiem, że podkreśliłam już kilkakrotnie tę łagodność i delikatność, ale właśnie te cechy są dla mnie tym, czym współcześnie Superman powinien się odznaczać. W obecnych komiksach daje mu to fakt, że jest ojcem (i jego syn jeszcze nie umarł, jak poprzednie dzieci). We filmach dawało mu to podejście Snydera do postaci, ale w Lidze Sprawiedliwości zachowuje ten aspekt jedynie przy Lois.
W komiksach Superman zmaga się z wieloma problemami związanymi z tym, kim jest. Czytając historie o Supermanie, można zauważyć, że często pojawiają się rzeczy, z którymi nie może walczyć poprzez użycie swojej mocy. Superman często cierpi w komiksach, nie dlatego, że ktoś go pobił, ale dlatego, że istnieją problemy, których wcale nie może pokonać. Nie poradzi nic na to, jak widzą go ludzie, którzy uciekają przed nim, bo jest kosmitą. Nie poradzi nic na błędy przeszłości, z którymi musi już teraz żyć – jak zabicie Zoda. Nic nie poradzi na to, że otrzymuje miliony listów z prośbami o pomoc, której nie może udzielić.
Superman się uśmiecha. To fakt. Ale to nie jest jedyna jego cecha, na którą fani powinni zwracać uwagę. Superman nie jest jednowymiarową postacią. Ten wpis jest wyrazem w większości mojego smutku wywołanego faktem, że niby wszyscy chcą dobrego Supermana, ale tak właściwie wymagają od niego bycia bezuczuciowym robotem. MoS skończył się z poczuciem tego, że świat ma obrońcę. BvS skończyło się przywróceniem Dianie i Bruce'owi wiary i serca, a także zapowiedzią Ligi Sprawiedliwości. I dokonał tego łagodny i delikatny Superman, który wiedział, kiedy się uśmiechać, który wiedział, że nie musi uśmiechać się przez cały czas.
Komentarze
Prześlij komentarz